Szedłem gdzieś, nie wiem gdzie, Kiedy pochwycili mnie, Ale ja szarpałem się Więc w łeb mi dali! Kiedym ocknął się był dzień, Miękkie łóżko, łeb jak pień, Duży pokój jasna sień Gdzie mnie zabrali? Wtem nade mną staje ktoś, Ma łagodny miękki głos, - Pobłogosław - mówi - los Będzie ci dobrze! Tu ci dadzą jeść i pić, Dadzą ci dostatnio żyć, Strój na tobie będzie lśnić, Tu płacą szczodrze. Poderwałem z łóżka się patrzę po sali Kilkunastu takich po niej snuje się - Wykastrowali mnie! Wykastrowali! I w kastratów chór wcielili mnie!
Rok nauki zajął śpiew; Śpiewam z nut, przestygła krew, Alkoholu ani dziew- Cząt na lekarstwo! Mówią - z tego tu się śmiej - Wtedy stresów będzie mniej, A ja myślę coraz chwiej- Niej, że to łgarstwo! Tyje tutaj się i twarz Już jak inne twarze masz, Nie znosimy się nawza- Jem i to wszystko! Z marzeń tylko jedno już: Ma z nas każdy, że a nuż Jakiś magnat weźmie go Jako solistę. I stoimy na galerii chór kastratów Płynie nasz łagodny śpiew pochwalny śpiew! - Laudatur - śpiewamy - laudatur! Głos nasz równo i szeroko niesie się...