A ja dosiadam świni! I diabłów sto mnie goni! Wy, sobą zajęci, odwróćcie się byście widzieli! Tu chlusta piwo w gębę moją z dzbana w małpiej dłoni, Na pierś owłosioną leci z brody i pełnej gardzieli! Tu ruda ladacznica ropuchę ma na sromie Po sznurkach rozporka gramoli się ręka lubieżna; Pod garnkiem mego brzucha rozpala dziki płomień, Więc śmieję się głośno i z trzosu odliczam należność! A tam gdzieś - mój brat Na harfie jak Chrystus rozpięty Dobrze mu tak! Niech wie, że niełatwo być świętym! A ja dosiadam świni! I trzymam się szczeciny! To co, że pod belką zwisły różowe strąki ciał? Czy może mam być mędrcem by puszczać z ust mydliny I mówić o woniach Arabii, gdy wokół cuchnie kał? Podkułem świnię złotem i ślad wyciskam w gnoju! Niech każdy oswoi swe diabły o żabiotrupich pyskach! Szczęśliwi niechaj w swoich bańkach z tęczy śpią w spokoju Nim w parę ich zmienią płonące wsie, młyny i zamczyska!
A tam gdzieś - mój brat Na harfie jak Chrystus rozpięty Dobrze mu tak! Niech wie, że niełatwo być świętym! A ja dosiadam świni! Przemierzam czarną rzekę, Lecz woda od ognia gorąca nie gasi jurnych krzyków! Więc starczy nam radości! Do końca niedaleko! Łaskoczą do śmiechu włochate, niezaciągnięte stryki! Rumianych waszych twarzy myśl żadna nie zaszczyca, Świat oczom otwartym przesłania Nóż, Pieniądz, Pocałunek! Więc patrzcie jak po niebie łun pełzną gąsienice, Jak chmarą się lęgnie z nich nocny owadów gatunek! A tam gdzieś - mój brat Na harfie jak Chrystus rozpięty Dobrze mu tak! Niech wie, że niełatwo być świętym! A ja dosiadam świni! Omijam wszystkie rafy! Popatrzcie, jeżeli prócz siebie cokolwiek widzicie! Korzystać, póki darmo rozdaję cyrografy! Szafuję krwią z palca, bo na to mnie stać! Jam Król Życia!