[Verse 1]
Chodził do którejś tysiąclatki za Gierka
Palił fajki, sąsiadki wyganiały go z półpiętra
Jego klatki, skarżyły się do Matki na synka
A w domu pół dnia lała w literatki się Żytnia
Brak Ojca od grudnia leżącej siódemki
Gdy strajkowała stocznia, płonące butelki
Na oknach milicyjnych Nys rozbijane
ZOMO dało upust krwi, gdy na pysk przyjął pałę
Jedna z ofiar, od tego czasu mieszkał sam z Matką
I rzadko jadł obiad, była trzeźwa za rzadko
Odeszła, kiedy zmienili Gierka na Kanię
Lat dwadzieścia, ta śmierć tak mu weszła na banię
Że pił rok, zapadł zmrok nad ulicami Trójmiasta
Kiedy pierwszy czołg gąsienicami ciął stary asfalt
Dostał wpierdol nie raz, nie dwa, nie trzy
Gdy milicjant mu jebnął, a on wciąż chlał i pieprzył
W lokalach te pizdy, które na kolanach klęczą
Znał jedną co za dewizy obciągała Niemcom
He, zaszła z nim w ciąże przypadkiem
Nie znalazłby gorszej kandydatki na Matkę
'84, a on z dzieckiem na karku
Co do Matki - uciekła z jakimś Niemcem do Reichu
Wyszedł na klatkę jakby małolatem jeszcze był
Odpalił fajkę i znowu się uniósł na półpiętrze dym
[Verse 2]
Radzili jakoś sobie, przecież kurwa nie zostawił dziecka
'88 na budowie gdzieś zapieprzał
Za grosze, a gdy chciał polecieć w piątek po bandzie
To zastawiał coś z resztek pamiątek w lombardzie
Na zawsze, póki zmienił się styl na utarg
Gnił pod Orbisem, robił deal na walutach
Sypał hajsem córce i chodził w futrze jak opos
I w zioma Golfie dwójce miał przewózkę przez Sopot
Ta, mierzył wysoko i to w kurwę za wysoko
Chyba nie widział tego odkąd w bójce stracił oko
"Miłość jest ślepa" - mówił często, kiedy stał ze szlugiem
"I teraz dla mojej córki przez to mógłbym stracić drugie" - mówił
Ha, wrogów miał więcej niż włosów
Bo zapożyczał się i nigdy nie oddawał sosu
Transformacja ustroju, wolny rynek go skreślił
Nagły wysyp kantorów i klienci odeszli mu
I poszły pięści w ruch, gdzieś na ulicach
A on z córką wciąż mieszkał w zakładowym po rodzicach
Przy stoczni, w pogoni za lepszej jakości życiem
"Odpocznij" - mówiła córka, on zajął się piciem
Kiedy była w tej samej tysiąclatce po edukację
On w literatce po Matce lał sam wiesz co
Wyszedł na klatkę jakby małolatem jeszcze był
I usiadł na parapet, znów się uniósł na półpiętrze dym
[Verse 3]
Stare Atari grane latami, pęknięty dżojstik
I pady kupione na początku '90
Od ruskich z Łady, tam gdzie pełno zadym
A jak ktoś Ci wisi hajs tylko widzisz ludzi zjawy
I spod lady wagon fajek bez akcyzy
Celnicy albo źle sprawdzili wagon, albo tira z Ukrainy
Opierdolił ktoś do tego spiryt - to plan na przyszłość
Znieczuli tak, że nie poczujesz winy, że nie wyszło
Jak on, i musiał brać znów czarną robotę
Zajął się kradzieżą aut, przebijaniem blach potem
'94 było ciężko zarobić
A Escobar strzelił swoim, a swoi Escobarowi w łeb
Handel szedł mu słabo od czasu
Gdy jakiś pies wywęszył dziuplę, gdzieś pod Warszawą
Jeszcze kradł parę lat, ale krat nie oglądał
Ona skończyła piętnaście i tak zaczęła obciągać
Wyraźnie poszła w p**nobiznes po Matce
Wargi w pomadce, dawała pizdę na klatce gdzieś
On nie mógł znieść sytuacji obrotu
Parę informacji i wbił do klatki, do bloku
Późnym wieczorem w ruch poszedł dzwonek
Pociągnął klamkę, gdy ktoś pociągnął klamkę po drugiej stronie
Niech wie to miasto, że granice przekroczone
Mieszkał tam alfons i miał przyjąć magazynek między skronie
Wiesz, stracił przed prawem cały respekt
Ona była w środku, kiedy padł na ziemię stary eSBek
Taa, zabrał ją stamtąd do domu
Sam nie miał perspektyw, lecz perspektywicznie chciał pomóc jej
Ha, nie trwało to długą chwilę
Bo z podwiązki wyjęła sztylet i wbiła mu w szyję
I ścisnęły ją w gardle łzy
Zapałki na klatce pył, spłonęli razem
Znowu się unosił na półpiętrze dym