[Bemer]
Tak to jest już, problem leży w kwestii intelektu
Gdy rapujesz jakbyś miał ze swym psychiatrą na pieńku
To dramat, Twój blamaż unosi się w powietrzu
Bo nadal wyglądasz na fana badania per rectum
Potrzebny jak ministrant księdzu, to wiesz już
Na prywatnej spowiedzi, na zakrystii po ciemku
Tylko zobacz, progi są tu za wysokie leszczu
To jakbyś wpadł pod rynnę wprost z przelotnego deszczu
Hola! Za tych co nie mogą wznoszę toast
W imię tezy cieszę się jak hejterzy na forach
Wciąż mierzę za wysoko biegnąc po złych torach
To nasz czas, jeden dziewięć na mikrofonach
[Stabol]
Jeden dziewięć SWC, liryczny head hunter
Fandango cartel wprowadza w życie tu plan ten
Wszystkich skurwieli wypierdalam na parter
A rap ten śląskie rozgłośnie nie ściągają z anten
To w tym mieście już powoli staje się standardem
A metody chuja warte upadają przed startem
Co masz zrobić z tym fantem, w starciu z FDG gigantem
A Twój ruch falstartem, odbił się o moją bandę
Tu w metropolii, gdzie rap nasz tylko w teorii
Gdzie każdy wers boli i pogrąża Cię powoli
W głównej roli jeden dziewięć nie podlega kontroli
To w centrum miasta, węgla, chleba i soli
[HST]
Nie wychylam się, piłem 2 tydnie i mam lęki
Bez gorzoły kutas miękki i baranek jest lepki
System bracie znowu zaczyna Cię wkurwiać
Nienawiści to moja liturgia
Piję mleko, nie wychylam się, dzisiaj tak daleko
Nie wybijam się bo ostatnio ciągnie mnie do złego
Takie życie ziomek, jak nie umiesz pić to nie pij
Kiedy można wychylać Hanysy wiedzą najlepiej
Hola hola chopcy piją piwko na mariackiej
Trzeźwy nie wychyla, w domu leży z dupą plackiem
Dziś na sucho jadę, jak śpiewała nam Maryla
Wsiądę do pociągu dziś pierdolę - nie wychylam
Jeden gla** Hast przeważy szalę naplompali bala, a inni walili halbę
Kładę na to chuj, jak writerzy kładą farbę
Gonie myśli czarne, jak Ci pada omni kabel
[Boryz]
Możesz liczyć na fart, jednak na nim się nie oprzesz
Co krok w przód, z trzema następnymi się cofniesz
Możesz liczyć na nauki, ale na nic Ci one
Pomyśl ziomek, z Twoim początkiem nadchodzi Twój koniec
Możesz skakać, jednak tylko lekko bo tu wsiękniesz
Pękniesz, jak Twoje kolana od ciągłych klęknięć
Jęczysz jak suka, lepiej zapisz to w protokół
Spójrz wokół, na Twoje bluzgi opada mój spokój
Wiesz, przechodzi dreszcz, bo nie jesteś tu ten nice
Pada wiara u pań, od których dumny ten kraj
To nie bierze się znikąd, tu źródło u serca bije
Możesz mówić co chcesz, widać Twoje już gnije, ej
[Miuosh]
Dam Ci ten hajs, Ty kurwo tańcz jak Ci zagram
Element skurwienia pokaże pierwszy paragraf
Więcej niż dwulicowość, wcielone razem z chlebem
Szacunek? Dam Ci go tyle ile dostałem od Ciebie
Już mnie to jebie jakie masz problemy
Zawsze byłem obok z Tobą, kurwa obaj to wiemy
Sam ścieram swój pot z czoła, braci mam to podołam
Nie biegam wzrokiem dookoła, patrzę gdzie idziemy
Dam Ci ten hajs, Ty kurwo tańcz jak nawinę
Lubię szybko się żegnać, już chyba z tego słynę
Nawet gdybyś miał plan, ja nie zostanę sam
Ej man, TuNaDole ja mam swoją rodzinę
Dam Ci ten hajs, jeśli tak bardzo go chcesz proste
Przecież to tylko pieniądze gostek
Niektóre rzeczy oddziaływują mocniej
Są inne wyjścia, bo są różne opcje