On odejdzie kiedyś stąd, by wyruszyć w swą ostatnią drogę
Pełną bólu nie wygranych walk
Rasa, w którą życie wlał wybrała głos nieczystych bogów
Zamiast siły jaką chciał jej dać
Kaleczony ostrzem słów, ołtarzem żydowskiego diabła
Władcy nieba kolorowych dusz ile jeszcze zniesie klątw,
Czy ślepy jesteś dziś naprawdę?
Chroń go przed obłudą cudzych bóstw
Gdy odrzucisz jego dłoń, gdy pluniesz na symbole rasy
Pozostaniesz sam pewnego dnia
Hańba jakiej nie zna nikt zabije go na twoich oczach
Spali w popiół jego Białą twarz
W obronie krwi, dla której dziś tak wiele znaczysz
On poświęcił wszystkie swoje dni
Prawdziwy bóg, duch siły pośród dróg rozpaczy
W mroku nocy ognia jasny błysk
Gdy zobaczysz kiedyś go jak wyrusza w swą ostatnią drogę
By nie wrócił nigdy w podły czas
Czy rozumiesz, że ty sam wtrąciłeś go w otchłanie mroku?
Czy rozumiesz ile on był wart?