W Wiesławie zawrzało więc pochwycił czajnik Wciąż było mu mało udał się po palnik Miotając łaciną włóczył konkubiną Zawsze był świnią ją obarczał winą A przecież miało być inaczej Jutro przyniesie pewnie kwiaty Jutro przeprosi dziś go ponosi Wieczorem całuje znów rano tarmosi Nieobce sąsiadom były te odgłosy Raz bił ją raz lżył ją raz ciągnął za włosy
A przecież miało być inaczej A przecież kiedyś przynosił kwiaty Wiesław znużył się wreszcie sięga do lodówki Znów do palnika przysmaża parówki Czas bestię nakarmić a imię jej Wiesław Z matki Bronisławy a ojciec Bolesław A przecież miało być inaczej A przecież kiedyś przynosił kwiaty Później za bardzo zbliżył się do taty Mego czy twego któż to wie