To noc daje nam nieważkość, przez co nie możemy zasnąć Gdy łysy księżyc patrzy na miasto Nie da nam zamknąć oczu przed wschodem słońca Nie da nam poczuć ukojenia w zmęczonych kościach Tak jak sąsiad z dołu nie sypia odkąd Jego córka zjadła groszka i skoczyła przez okno A syn gdzieś daleko nie może spać dlatego Bo myśli o ojczyźnie, a musi zarabiać euro Podczas gdy w kraju jego brat też nie śpi po nocach Ma zajęcie, właśnie kradnie radio z Lanosa W tym momencie jego żona wyrwana ze snu Płaczem dziecka, które jej jedynym źródłem szczęścia Tyle, że ojcem jest koleżka - zwykły bandzior Dał jej wtedy 150 żeby nie dała mu zasnąć I nie zasnął, nawet oka nie zmrużył na moment Bo od kilkunastu godzin miał na koncie głowę Miesiąc potem nie mógł spać, pękało mu serce Pierwsza noc z dwudziestu pięciu lat na Białołęce Całe szczęście - jestem tutaj gdzie jestem I nie mogę spać pisząc o życiu w moim mieście Godzina zero, śródmieście, przejście, pasy i pisk Rodzinny Terror, bo śmierć jest jak klapsy na pysk Bez żadnej szansy, koniec historii znasz sam Tak Kawasaki zawija dwójkę dzieciaków na start Później latarnie i szkło, szansa jest marna Jak chcesz szukać ich nóg albo rąk to raczej dno Zobacz, obok koleżka wali radio z Lanosa Jakiś typ lekko spięty na nogach łapie klatki w Nikona
I na śmierć się zaklina, że kurwa nic nie widział Jego żona na nogach bierze mu szmatę Do tego dochodzi trzecia na blacie On na kwadracie u ździry przegląda fotki Gdzieś na aparacie co go ma od koleżki Co zawinął wczoraj go na drugi świat Miał na koncie głowę, sto pięćdziesiąt w kielni Dał jej sto pięćdziesiąt żeby być spokojniejszym Ona jak ona jest przyzwyczajona do tych Co wpadają kiedy chcą jak mają parę złotych Jego orgazm przerwał dziecka krzyk i widok psów To jedna z tych historii, które nie uwzględniają snu Nie mogę spać, wstaję, wychodzę z domu jak Sokół Z piątką zawiniętą w bletki mijam niebieskich, idę Mijam tych co chcą butelki zamienić na chleb I tak idą niosąc swój niewielki bagaż gdzieś Mamy pod stopami dokładnie ten sam chodnik Ale to mnie niesie echo ich historii Miga mi świat przed oczami jak żółte światła na słupach To liga Gigant lub liga tych co zamiast świat mówią dupa Widziałem więcej ich krzywdy w domu niż poza nim Ale to nie jest opcja Boże proszę pożal się nad nim To nie pożar, który pożarł wszystkich bliskich mi Żebym płakał nad ich losem albo poszedł w dym Jedni nie mogą spać, muszą kombinować, kraść Inni chcą dilować żeby jutro móc spokojnie spać Ja nie muszę nic, choć mogę wszystko i nic Mogę leżeć tu jak oni, albo mogę wstać i iść