W ucieczce od życia, tempo nakręca celownik na plecach, jebana dezercja Palec na spuście, rządzisz jak Bóg Nie wiele trzeba, by zgasić ruch serca Zażenowany odbiciem w lusterkach, gdy pęka na pół Raz - przywiązanie do jednego miejsca Dwa - miłość do typa spod [?] Nawet jak plują i krzyczą, to szepty idee, współczują, szydzą Dziękują i ryczą, albo szczekają jak pies (heh), pozdrawiam też Enigmatyczny się zdaje ten wiersz Póki nie skminisz że człowiek to ścierwo Wszystko na pokaz z energią Zwłaszcza głupota w końcu ich zeżre od wewnątrz Ona egzemplarz jak książka, przedmiot Mówiłem już stronę przed tą Ty jak automat, egzemplarz, przedmiot Sklejona strona z poprzednią Złośliwość rzeczy w agonii, a do nich apele to bezsens I siedzę w tym ciemnym pokoju przy pełni próbuję poskręcać to żelastwo w serce Złom - niektórzy umieją to sprzedać za hajs Ziom, niektórzy umieją go sprzedać za hajs [?] i przekaz, dlatego do mózgu wam wlewam ten kwas Ja dziś nie pośpię i pewnie wam nie dam, czas zamieszać chemię gdzieś w nas [x2] Muszę pozbierać ten złom, stworzę im nowe ciała Przydzielę noże i dom, życie do odebrania Mam naprawdę zbiór pomysłów co gotują krew A w oczach żadnych błysków, tylko gniew Mieszkam na planie p**no, czy słucham wciąż pierdolenia Zmieniam dowolną część chłamu na zdolną do istnienia
A gdy zapomną już czym są, niech zburzą świat Chcę widzieć jak ich domy się obrócą w piach Życie królewny i księcia, kasa od starych Za szklane bary i tripy Masa przyjaciół poznanych w podróży Noś okulary, z cipy do cipy Każdy ponad tym jest niby, a gadki te same wciąż niesie mi [?] Zgłębiłem odłamek romacji niby, wgląd mam w życiorys, gdy wychodzi rdza Czasem jak plan - padam, zbieram to jednak starannie do kupy Byli tu inni przede mną już lata, widzę bałagan, byli do dupy Życie wymaga maestrii, szmata na dragach ma szmatę za wzór Nie ma w ogóle gadania w tej kwestii, mury się błyszczą to zajebiesz w mur Proste jak chuj, zapraszam na salony dobrych intencji Szalonych może to trochę przerażać bo dom postawiony na łbach konkurencji A że tak powiem robota się piekli Idę na wroga nim zginie poprzedni Jedno zdążyło mnie w nich oczarować Tyle lat fałszu się kurwa nie zrzekli [x3] Muszę pozbierać ten złom, stworzę im nowe ciała Przydzielę noże i dom, życie do odebrania Mam naprawdę zbiór pomysłów co gotują krew A w oczach żadnych błysków, tylko gniew Mieszkam na planie p**no, czy słucham wciąż pierdolenia Zmieniam dowolną część chłamu na zdolną do istnienia A gdy zapomną już czym są, niech zburzą świat Chcę widzieć jak ich domy się obrócą w piach