Nienawidzę tego! Wstydzę się za to!
Bo kiedy ty mi mówisz „proś!”, ja staję na dwóch łapach.
Krzyczysz „leżeć!” – ja się kładę, „siad!” – ja siadam,
płaszczę się przed tobą, błagam.
Odgryzłbym ci rękę, ale nadal staram się przekonać cię prośbami,
patrzę smutnymi oczami.
„Nie pomogą oczy, musisz skoczyć!”
A mi ślina z pyska kapie i tylko się gapię. To wręcz nie do uwierzenia, że wytwórnia UMC, która częstowała odbiorców plebejskimi treściami utworów „Suczki” i „Aniele” bądź molestowała uszy landrynkowymi beatami w rodzaju „Żeby nie było” czy „Pełnego pokus”, spuściła nagle z łańcucha „Psa”. Hans, członek jednoosobowej wówczas grupy 52 Dębiec, naprawdę postarał się, by utwór był zaprzeczeniem komercyjnego, rapowego singla. Nagrania słucha się ciężko z wielu powodów. Głównie dlatego, że starannie, długo budowana an*logia między tresurą zwierzęcia i osoby odziera nas z człowieczeństwa, wywołuje dyskomfort. Obiad mniej smakuje, zakupy nie cieszą już tak bardzo. Cóż z tego, że melodia w głosie intryguje, a flow okazuje się własny i wartki, skoro przekaz jest intensywny, rym nieraz częstochowski, beat monotonny i mimo że ciągnie się ponad
cztery minuty, wygospodarowano w nim raptem dwa miejsca na refren. A jednak pies wczołguje się w pamięć, drapie sumienie, jest kundlem trojańskim gryzącym audytorium, będące zwykle poza zasięgiem. To przemyślany hip-hop moralnego niepokoju, wywodzący się z punka, ale nie jabolowego, tylko tego z ambicjami. [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]