[Verse 1: Eldo] Historia niemal jak z kart papierowych westernów Salon, karty, mysia wóda, czasy rewolwerów Na oko pod czterdziestkę kilka drobnych przestępstw Szybko przestał być dzieckiem zmienił lizak na Winchester Miał butelkę, pomysł jak wytrzymać presję Dobre serce, zaufanie bo sam trzymał losu lejce żaden desperat-debil z brzytwą Miał klasę styl szyk i nic nie robił szybko Ze starej szkoły zasad trzymał się twardo W czasach gdy prawo stanowił Colt-Liberator Uczciwy drań który osiadł na stałe Znalazł kobietę życia jak Carlito-Glikante Po latach dzikich jak opowieści znad Rio Grande Zostawił bandę zabrał dolę odjechał w nieznane Streszczenie - jeden morał w nim mieszka Głupcy zginęli on był mądry wiedział kiedy przestać [Hook: Jotuze] W różne miejsca pchał los okręt którym płynęli Z różnych miejsc zaczęli i różne cele mieli Zły dzieciak chciał iść do słońca Dobry chciał uciec od presji której nie mógł sprostać Mieli jedno czego los nie mógł im odebrać Grali fair a tak grając Bóg nie pozwolił im przegrać... [Verse 2: Eldo] Historia niemal jak z okolic Mostu Karola Opisać mógłby Hrabal bohater z historią się zmaga Waga sprawiedliwość widzi co jest na szalach Podłość i zdrada na drugiej honor i odwaga Cała wiara w człowieczeństwo i jego prawa Wybór prosty: ciepła posada czy wstyd i hańba W jednej chwili zaprzeczyć temu w co wierzył przez lata Stać jednym gdy milczał on na przekór nim gadać Miał nieźle... pracował na uczelni Kuje umysły mówił wierzył że może coś zmienić Wierzył że człowiek jest wolny kochał demokrację
Nie wahał się ni chwili i podpisał tą kartę Skończyło się pisanie poznał smak odrzucenia Publikacje drugi obieg wszystko byle im się nie dać świat się zmienił morał taki się nasunął: Prawda zwykłych ludzi sprawia że mur może runąć [Hook: Jotuze] W różne miejsca pchał los okręt którym płynęli Z różnych miejsc zaczęli i różne cele mieli Zły dzieciak chciał iść do słońca Dobry chciał uciec od presji której nie mógł sprostać Mieli jedno czego los nie mógł im odebrać Grali fair a tak grając Bóg nie pozwolił im przegrać... [Verse 3: Eminem] Historia rodem ze słonecznego południa z ery jazzów Fidgeralda pominięto jednak przy Noblach... Ten typ młody zawzięty bez majątku Piękny i przeklęty silny bez dorobku Poszedł w życie mając głowę na karku Pięćdziesiąt dolców, dziurawe buty dużo ducha hartu Trzydzieści lat tułaczki, szczęścia, twardości Po latach niemal po tej stronie raju zagościł... Pociągały go babki w typie Holly Golightly Rentierki, duże domy, duże konta, duże spadki Towarzysko ideał, pochodzenie dramat On wierzył w miłość ale w coś czego nie mógł przełamać Obojętne ile się starał na koniec był tylko kumplem... Smutek topił w burbonie... Samotna starość dała mu spokój i morał że uczciwe był sobą i ani chwili nie żałował... [Hook: Eldo] W różne miejsca pchał los okręt którym płynęli Z różnych miejsc zaczęli i różne cele mieli Zły dzieciak chciał iść do słońca Dobry chciał uciec od presji której nie mógł sprostać Mieli jedno czego los nie mógł im odebrać Grali fair a tak grając Bóg nie pozwolił im przegrać...