We all have to decide how much sin we can live with Idę miastem sprzedanych dusz, gdzie większość jest nikim Kantory otwarte wymieniają złote na srebrniki Zombie idą do pracy odjebać 8 godzin Świat czarno-biały wokół, ich CV to nekrologi Mijasz akwizytorów, sprzedają syf by żyć I zbieraczy złomu bez dylematu mieć czy być Na bilbordach brunatny krawat i koszula Gospodarka skurwiona na dziurę budżetowa wykładają Hipokryzja u raperów, których kochasz Łańcuchy niewolnictwa mienia się na kolor złota Mijam pary często o złamanych sercach Po drodze zebrały za dużo punktów Gräfenberga Sprawiedliwość tu umiera, podobno była ślepa Przepływa Styksem, żywi pamiętają o monetach Rosną róże na betonie, ale bez kolców Bo te są w koronach cierniowych ich matek i ojców Idę miastem, idę miastem, idę miastem Chodź razem ze mną Idę, idę miastem, idę, idę miastem Zgasły strony jasne, pokażę ci ciemną
Ameryka nie jest zakazanym owocem już dawno Kolonizuje wszystkich, Nowy Jork to zgniłe jabłko Otaczają mnie artyści z łapanki Brak galerii sztuki, sztuki pozamieniały się w galerianki To dziewiczy rynek, cnota jest towarem One słodkie jak czekolady, znowu nadziewane Biała kreska i czerwona - kwintesencja wpadki A aborcyjnego instynktu nie wyssały z mlekiem matki Pokolenie wychowane przez pary h*moseksualne Niegdyś dziwne nasienie porzucano w górach Tajget Bóg umywa ręce, ludzie przed pałacem Odwrócili znaczenie Krzyża niczym pierwszy papież Definicja człowieczeństwa się zmieniła Brak respiratorów dla tych spoza systemu Reveala Pieniądz nie ma władzy? Popatrz na dolary Przypatrz się i pomyśl jakiemu Bogu ufamy Idę miastem, idę miastem, idę miastem Chodź razem ze mną Idę, idę miastem, idę, idę miastem Zgasły strony jasne, pokażę ci ciemną