[Zwrotka 1]
najbardziej cenię sobie miasta
gdzie jedynym metrem jest ten, który się przejdzie
w grupkach, przez bramy dorosłości
bramy ozdobione reklamami, kwiatami, szeptami motywacji
"jak stanąć do walki, jak iść drogą autokreacji, jak być zaakceptowanym, jak spotkać się z uznaniem"
tu nie ma czasu na tych połączonych telepatycznie z trzecim światem
i którym to już rokiem zmagań
z błyskotliwą jałowością własnych kazań
prawda prawie niewidzialna, prawda prawie niewidoczna
kładzie sprawnie rachityczny obraz gasnącego na naszych oczach słońca
proza, proza życia
sto pro za życia, a ile à propos śmierci?
pieniądz leży na ulicy martwy dla siebie
a dla nas jak żywy, krzyczy, błaga o wskrzeszenie
wielka resuscytacja wartości, na oczach całego świata
wielka rezygnacja, wielka recytacja, wielka... restauracja!
a w niej dwóch panów, którzy odziedziczyli w niej miejsca
i za nic nie chcą się ich zrzekać
choć pewnie mogliby je korzystnie sprzedać
ja ich nie chcę, mam swoje miejsce gdzie indziej
wiesz gdzie, ostatnim razem ci mówiłem
i nie mów mi, że ostatnim razem był ten pierwszy raz
bo zawsze jest ten pierwszy raz
swoją drogą, ciekawe który pierwszy z nas
przestanie ufać sobie sam
i zacznie rozpisywać swoje myśli na białych kartach w kratkę
oho! okej, wygrałeś.
[Zwrotka 2]
a życie toczy się dalej.
mimo głównych telefonów
babcie wciąż wyprowadzają swoje kilkuletnie wnuczki na smyczach
przyozdobionych w kolorowe balony
w nocy wykonując głuche telefony
chcąc dodzwonić się do swojej przeszłości
(hej...) lubią mówić mi, że przecież "stamtąd nie wrócił nikt"
fakt, nie wrócił, bo może wcale nie chciał?
na końcu zeszytu, trzymam trzy twoje zdjęcia
jedno z czasów twojego wiecznego dzieciństwa
drugie z dnia kiedy po raz drugi mnie rzuciłaś
a trzecie? wgrało mi się w pamięć obojętnie
z piórem w ręce, 33 minuty po 23:00, poruszam się we śnie
po twojej planecie
w butach za kostkę, długim płaszczu z demobilu, skórzanych rękawicach i czapce al'a Fidel
zostałem oskarżony w świątyni o bycie żydem
faktycznie, czasami czuję się jak ich miliony
pomordowanych przez bogobojnych w trakcie wojny
patrzę z bólem w oczy przeszłości, zarówno mojej, jak i tej wielkiej, nieuniknionej
tej o której mówić po raz 22 może być niewygodnie. (ej...)
czekam aż obudzisz się i strącisz mnie z powierzchni tej
niezauważalnej planety o jądrze ciemności
sztucznych satelitach i tym naturalnym
który właśnie się spalił, wchodząc w orbitę twojej talii
zaraz, o kim mowa?
czyja mowa może mnie przekonać o tym, że to ma jakiś sens
nie moja, ej
jeśli wszystko co tak długo budowaliśmy możemy przedstawić
w postaci kombinacji przyzwyczajenia, samozadowolenia
przypadku, egoizmu i pożądania? to ja nie chcę w to wierzyć
dlatego zostawiłem siebie w obcym mieście
zostawiłem siebie gdzieś przejazdem w obcym mieście
gdzieś, gdzie nikt z moich bliskich nie jest w stanie mnie znaleźć
gdzieś, gdzie sam nie znam drogi do żadnego ze szpitali
w razie gdybym znów chciał się za...
na wypadek ostatecznej demaskacji zjawisk
stanowiących podwaliny mojej wiary
w nieodwracalny tragizm każdej z sekund
wbijających się pomiędzy szemraną ciszą między tomy wieków
na brzegu wykrzykując w toń imiona bohaterów
daję dowód na to, że po za tym światem
ich wyczyny wciąż coś znaczą
bez ciebie nie istnieję po za kartką
bez kartki nie istnieję po za sobą i nie jestem śmiertelnie poważny
ale poważnie śmiertelny