Wstaje rano, piję kawę, potem wiozę się przez miasto
Znów tramwajem, chociaż miałem kupić auto
Chuj w tą pracę, wyjdę wcześniej, wezmę banknot
Wypiję za jej szczęście, sam na sam z ławką
Potem przejrzę stare zdjęcia, choć znam je na pamięć
Jakbym trzymał je od dziecka
W dłoni butelka i boli sumienie
Bo pokochałem pierwszą lepszą szmatę jak Zgredek
Nowy rok, nowe szanse, w nocy nie śpię
Obiecałem, kolejnego już nie prześpię
Siedzę i szukam perspektyw na życie dalsze
Skoro wartość człowieka wyznacza CV nie pasje
Albo nazwa szkoły na kartce
Dobrze znam siebie choć mogło być inaczej
I kiedy znów pijany klękam na beton
To jednak dziękuje, że chowało mnie te getto
Nastały gorsze czasy i ciężej o wenę jest
W chuj melanży za pasem, gdzie cele te
Trzeba znów iść do pracy, by pensje mieć
I nie za minimum, znam swa cenę wiesz
Prędzej postawie rap na jedna karte
Niż zrobię z siebie szmatę w korpo, pod krawatem
Robiąc sztuczny uśmiech przy wypłacie
Jednocześnie czuć jak spluwa na mnie facet
Pierdole już tą pogoń, o wpływ i szelest
Chce jedynie zostać sobą, czy to tak wiele?
Spełnić marzeń szereg i uciec stąd
Bo żyć jak większość to dzisiaj największy błąd
Swoje widziałem, kropka w kropkę dramat
Blizny na psychice, tego już nie poskładasz
Nauczyło mnie to co znaczy honor
Za twarde lekcje życia, salutuje tym blokom, Szczecin