Za pół litra kumple załatwili mi rejs Bo nie mogli patrzeć, jak marnuję się w domu Jest wolne miejsce, chcesz - to bierz no i jedź Ameryka, Atlantyk, trafia się mało komu Jak jaki głupi - na kolanach do żony mej Przybyłem żebrząc - na rejs wypuść mnie moja miła A ona cudna w nieskończonej mądrości swej Mówi: Moja odmowa nic by tu nie zmieniła Wreszcie płynę - morska fala pianą moczy mi twarz Rozwichrzone włosy na głowie pozdrawiają wiatr Wreszcie płynę - znowu chmury zawadzają o maszt A za rufą kilwater przeciwnym kursem gna W ciągu godziny galopem skompletowałem sprzęt Napocić się nie musiałem - sprzęt miałem pod łóżkiem Pare sztuk gaci, skarpet, koszula, ciepły sweter Sztormiak, dżinsy i kalesony na nóżki
Jeszcze do sklepu po pęk zapasowych strun Wszystko po to, by mieć czym uzbroić gitarę Spakować worek - z żaglowego płótna jest on Musi pomieścić wszystkie me graty i mały barek Wreszcie płynę - morska fala pianą moczy mi twarz... Z radością w oczach po trapie wchodziłem na ship Gdy dotknąłem pokładu - nie ukrywałem wzruszenia Ruszamy z rana - kiedy tylko nastanie świt Nadeszła wreszcie pora ziścić swoje marzenia Już stary wrzeszczy "Singe lap i żagle staw!" Wszystkie szmaty poszybowały do nieba A ja wpatrzony w horyzontu niebieską dal Śpiewam w duszy, a może dusza wraz ze mną śpiewa Wreszcie płynę - morska fala pianą moczy mi twarz...