Ty, kurwa, pojmij, że mam to gdzieś i mogę se robić, co chcę
I, kurwa, odbij nie warto, wiesz, wychodzić z nory w Polsce
Przybory szkolne warto mieć, jak życie Ci robi jej odlew
I mimo tego że, kurwa, wstałem nic nie jest proste
To nie postęp, to tylko jebane dzieci
Gonię forsę, świat wyjebałem na plecy
Tato, nie moje, nigdy nie było na mój
Postaw, polej ziomek, dawaj nożycze na stół, bo
Proszę Cię na mój zjebany rozum, to nie da Ci więcej stów
Proszę Cię na dwór, jak nie mamy lodu, to mamy zacięcie klucz
Duch sprawy jest taki, że albo się weźmiesz w garść już
Jebane flaki, o ile nie chcesz spać
I wieczny płacz, że chcemy hajs, a biedy nam napyta
Niebezpieczny fach, niewierny rap, a sceny nie dotykam
To hieny, patrz bezcenny nasz rąpnęły nam kapitał
Toniemy, wrzask, a wielki hak mam na nich jak kapitan
Wysrałem się na wszystkich tu, bo taki, kurwa, plan był
Jak ćpałem wręcz, leciałem w dół, to każdy, kurwa, narcyz
Więc wiarszę na sam szczyt, Ty możesz tylko patrzeć
Lubię nas, nie masz światła, wszystko jasne
Odpierdolę Ci crash test, z życia szkoły, menciu
Rozjebiesz się jak zawsze [?] to nie [?]
Na bezdechu zapierdalam, zawsze w biegu konkret
Mały Jezus, dalej lama, daje w świeciu koncert
Wziąłem torbę rap na urlop i nauczam tępych
To jest problem, rap na urowerki
I może kontent byłbym gdyby nie był od groteski
Małolatów z pełnym kontem siadających do lekcji
Moje wersy to mój problem, wiem że chciałaś tak
Może lepszy, może trochę, wiesz że zjadam rap
To nie pentryt, wypierdalaj, mów mi, kurwa, TNT
Do trzech razy sztuka, nara, u mnie zawsze trzy na trzy