[Verse 1 - DAFFY]
Gniew znowu rozrywa serce i padam na ziemię
Nie potrafię już powiedzieć, czego od życia mogę chcieć
Dlaczego wtedy odszedłem, pierdoląc wszystko co za mną
Skazany na samotność, splunąłem im w pyski prawdą
Gdy próbowano mnie zepchnąć w dół - szedłem pod górę
Miłość przestrzeliła serce mi - noszę w nim kulę
I nie wiem kim byłaś dla mnie, tak jak ósmy kolor tęczy
Jestem bezimienny od kiedy spłonął ich pamiętnik, gdzieś tam
A ja zostałem sam z muzyką, znów pisząc
Gdy insomnia rozcina mi duszę brzytwą
Uwierz, nie chcesz mnie poznać, nie chcę cię zawieść
Kosa trafiła na kamień, jeśli chcesz usłyszeć prawdę
Zaprawdę powiadam ci - to niemożliwe
Przegrałem z samotnością, tonę w czeluściach tych liter
I nie czuję szczęścia, wybrałem taką drogę
Weź resztki mego serca i wyrzuć najdalej jak możesz
Proszę
[Chorus 1 - DAFFY]
To bezsens, sam już nie wiem co się dzieje
Ty istniejesz / nie istniejesz, nie wiem, chyba oszaleję zaraz
Kurwa mać, myśli znów gaszą mi światło
Tak gorzkie przemyślenia, że w ich cieniu znika blask dnia
Czas się nami bawi, traktuje jak zapałki
Gdy ostatnia iskra gaśnie, to wyrzuca w piach nas
Już nie mam sił, by słuchać jego drwin dłużej
Ile można? Ile kurwa?! Powiedz mi
[Verse 2 - DAFFY]
Roztapiam lód w sobie, dźwigając ciężar zmęczonych powiek
Powiedz, czy pobiegniesz za mną, kiedy spojrzę i skoczę w dół
Proszę odejdź, na zawsze ukryta w słowie
Zabierz pamiętniki wspomnień, spal i pozwól zamknąć w sobie
Gdy wszystko co żywe, nagle staje się martwe
I pozwala ujrzeć prawdę, przelewając mrok na papier
Przelewając noc na kartkę, szklane łzy przez pryzmat pragnień
Kradnąc czas i wszystko wokół, odbierając piękno zdarzeń
Niosę brud uczuć w sobie, słowo po słowie
Zdycha w membranie głośnika, znika tak jak igła w wodzie
Tak jak kwiat tonie w rosie, tak ja upadam wśród marzeń
Ale nie jestem jak wy - nigdy nie przestanę marzyć
Nie jestem jak większość - jestem inny
Bez ciebie, bez uczuć, bez serca, bezsilny
Ty nie zrozumiesz nigdy mnie, nawet nie próbuj
To dwa odmienne serca, szkoda twojego trudu
Samotnia
[Chorus 2 - DAFFY]
To bezsens, sam już nie wiem co się dzieje
Ty istniejesz / nie istniejesz, nie wiem, chyba oszaleję zaraz
Kurwa mać, myśli znów gaszą mi światło
Tak gorzkie przemyślenia, że w ich cieniu znika blask dnia
Czas się nami bawi, traktuje jak zapałki
Gdy ostatnia iskra gaśnie, to wyrzuca w piach nas
Już nie mam sił, by słuchać jego drwin dłużej
Ile można? Ile kurwa?! Powiedz mi