Spokojnym krokiem
Szedłem
Nie oglądając się
Za siebie
Siedmiomilowe buty
Niosły mnie
Przez zamęt burz
Po niebie
Za mną
W tasaki uzbrojone
I kłonice
Dziwaczne widma
Ciskały błyskawice
A ja spokojnym krokiem
Siedmiomilowe susy
Wykonując
Człapałem dalej
Jak gdyby
Nic nie ryzykując
Gdy widma
Dawno się rozmyły
W krzywiźnie
Horyzontu
Mijałem właśnie
Siódmą górę
I
Siódmą z rzek
Lecz oto usłyszałem
Już przed sobą
Oddalający się
Ich zgiełk
I skrzek
Czy to możliwe wróciłem?
Że zatoczyłem
Pełne kolo?
Wiec po co była
Ta wędrówka..?
Tu uniosła
Opatrzności Dłoń
I odpukała w moje
Niemalowane czoło