[Zwrotka 1]
Za każdym razem jest tak samo albo przynajmniej za często
Tym razem się nie na biorę, a przynajmniej nie jak dziecko
Jestem naiwny, bo wierzę w każde słowo, które powiesz
Będę zimny, jeśli ściemniasz i to wyjdzie gdzieś w rozmowie
Jestem z tych, co swoje szczęście nie budują krzywdą innych
I przeraża pustka spojrzeń oczu ludzi bez ambicji
I na tyle mam honoru, że nie potrafiłbym zdradzić
Patrząc w swoje oczy, nie mógłbym oglądać twarzy
I podziwiam tych, co kłamią, po czym wybaczają sobie
Jeszcze wczoraj usłyszałem: „stary, wiesz, jakie to modne?”
Że to prawie jest jak sport, więc nie mam skrupułów od wczoraj
Jak mam ufać komukolwiek, jak nie warte nic są słowa
Dziś nie szukam już miłości w sercach, gdzie nie było nigdy
Nie mam żalu, prawdę mówiąc, szkoda czasu mi jak nigdy
Duszę się przy oddechu, rozmyślam o życiu
I odejdę stąd dość szybko, możesz liczyć w sekundniku
[Zwrotka 2]
Gubię kontekst z otoczeniem, to jedyny słuszny sposób
Bo pomoże łamać żebra, ale nie złamie mi głosu
Stoję w przejściu, być, czy nie być, bez wyboru, która strona
Kwestia losu, jak na statku, z której zawieje od morza
Wyrwę z kalendarza, zapomnę, że taki istniał
Jeśli to jest kwestia wiary widać była czarna lista
Możesz wyliczyć mi dzisiaj kilogramy, które tracę
Widać to dobrze na wadzę, wyszły mi żebra na klacie
Zmieniam plany, niedostosowany, nieosiągalny
Schorowany, niewyspany, szukam swojej Itaki
Zapytali mnie, czy nie ćpam, bo mam gały jak arbuzy
Zanim powiedziałem słowo, usłyszałem: „jesteś głupi”
Bez obrony i szansy na obronę nawet
Wydali wyrok i sklasyfikowali karę
Znowu bezsensu, bo nie wiedzą nic o mnie wcale
Jedyne wyjście? Jedyne wyjście to rozstanie [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]