1 Narysuj mnie na płótnie, w któreś wolne popołudnie Nie rysuj oczu, proszę, one zazwyczaj są smutne Czasem puste, nie znajdziesz w nich nic szczególnego Czasem krzyczą, gdy usta milczą, nie widzisz tego ? Nie widzisz, rzadko patrzysz w moje oczy Czasem wcale, wiem, nie działają jak narkotyk Czasem wysyłają trotyl, zamiast wysyłać endorfiny Czasem nie mówia nic, milczą, tak bez przyczyny Rzadko miewają kolor, więc możesz tylko szkicować Na próżno szukać waloru, bo to raczej szary obraz To na pewno nie Goya, raczej smutny Van Gogh Bo moje oczy to nie ogród barw, to raczej szarość Kolorowo na świat patrzą, i widzą monochromatyzm Ludzie jakoś bledną i powoli tracą swoje barwy Ich szarość zabija nas, usta nam zamykając A krzyk przejmują oczy, i mówią do nas łzawiąc 2 Patrze daleko w przyszłość, i nie widzę nic nigdy
A miałem iść na szczyty, i być wzorem dla innych Po drodze tworzyłem konflikty, moje słowa to sarin Zatrute strzały, które trafiały w serce by ranić Zwykły cham, chociaż ponoć oczy mam słodkie Dziwią się Ci, którzy kierowali się moim wzrokiem A każdy z nich, to już dziś nie ten sam człowiek Bo każdemu z nich, inny obraz wychodzi z powiek Gdy mnie widzi, nie patrzy już szczerze z uśmiechem Raczej z pogardą, czy nienawiścią lub coś w ten deseń I nie wiem dziś kim jestem, czy to ten sam Robert Czy raczej gorsza kopia, słabo rysowany autoportret I krzyczę wzrokiem, ponieważ inaczej nie mogę już Bo słowa które mówię, za zwyczaj tną jak nóż No coż, nie próbuje nawet sobą być Olać wszystko, patrzę w przyszłość, i nadal nie widzę nic