[Cruz]
Panno Atropos, zetnij sznurki
Zbij ze mną pionę i porwij do góry
Daj spokój z komisją, chujową jak wojskową
Jestem daltonistą za to z chujem całkiem spoko
Przychodzisz i cóż, ja nie mam potomka
Śmierć rodzi ból, chyba że jest bezpłodna
Kobiety nie kochają mnie raczej
Chociaż nie mogę powiedzieć, że to ja je kochałem
Pasjonuję się wszystkimi, ale marne to jest
Uczucie, kiedy razem z tobą zabierają innym oddech
Teraz leżę w łóżku, bielony sufit pęka
Czuję w kościach każdy litr poetyckiego piekła
I na pytanie czy się diabła wyrzekam
Z przekonaniem powiem nie, wolę nie tracić przyjaciela
A ty wybacz grzechy szarlatanom Panie
Wszak ty jesteś takim samym szarlatanem
Panie Macieju, zetnę sznurki
Zbiję z tobą pionę nim porwę do góry
Co do wojska to dobra rzecz jest
Lubię siedzieć w okopach i strzelać w serce
Nie masz potomka, nasienie drańskie
Kochałeś wszystkie panny, one cię nie zawsze
Momentalnie poznałeś co to mizoginia
Kochasz je, kochasz się, potem nimi rzygasz
Ostatni pocałunek odbiorą wargi zimne
Smak etanolu sprawiał, że kochałeś życie
Nie potrzebne prośby, nie ma nic
Nie ma Boga od kiedy tylko przestał być
Ludzka natura jest jak sztuka, martwa natura
Warzywa rozstawione na obu półkulach
Jest tylko śmierć, ale i to zabawne
Nie jestem miejscem, ale stanem