"Pogodzony z losem. Cześć 1"
Nie piszę tego, żeby zająć sobie czas, zwrócić na siebie uwagę, czy też wzbudzić czyjąś litość i współczucie. Postanowiłem za pośrednictwem tych "feljetonów" dzielić się z Wami doświadczeniami, przemyśleniami i spostrzeżeniami, z nadzieją, że może właśnie one przyczynią się do tego, że ktoś z Was przejrzy w porę na oczy i nie powieli moich zgubnych decyzji i wyborów, którymi kierowałem się w życiu. Naprawdę jedynie taki cel przyświeca tej idei. Jeśli znajdzie się choć jedna taka osoba, będzie to niewątpliwy sukces. No i tyle tytułem wstępu
Właśnie upłynęło pierwsze 48 godzin spędzonych na "dołku" (dołek to takie pomieszczenie dla osób zatrzymanych, w którym ważą się ich losy) i bardzo płynnie wkraczam w kolejną dobę. Ci, którzy doświadczyli tej wątpliwej przyjemności, wiedzą jak jest z tą całą niepewnością związaną z przebywaniem w tym miejscu... Ja osobiście mam wrażenie, jakby doba trwała minimum 80 godzin. Mam w głowie straszny bałagan – istny szalet. Nie wiem jak potoczą się moje dalsze losy, nie mogę się z nikim skontaktować, od przeszło dwóch dni nie miałem styczności z mydłem i wodą (o maszynce i piance do golenia już nawet nie wspomnę) – czuję się jak włóczęga
Aktualnie siedzę przy rozchwianym drewnianym stoliku, otoczony zewsząd kratami, stalowymi drzwiami i lamperią w budyniowym kolorze niemieckiej taksówki. Rozmyślam o losach bohatera z książki "Życie Pi". Jeśli kiedykolwiek zabraknie wam wiary i nadziei, i znajdziecie się na rozstaju, polecam sięgnąć właśnie po tę pozycję – to ona pomogła mi się pozbierać w początkowych dniach mojej pierwszej odsiadki
Natłok myśli nie pozwala mi się skoncentrować. Wiem, że piszę dość chaotycznie. Wszystko to za sprawą świadomości ogromu strat i zniszczeń, jakie znowu za sobą pozostawiłem. To jak funkcjonowałem przez ostatnie kilka tygodni, nosi znamiona zakłócenia świadomości... Teraz ponoszę tego konsekwencje
Tak, mam za swoje i naprawdę uważam to za sprawiedliwe – co do tego nie mam nawet najmniejszych wątpliwości! Wszystko to po tym, jak uciekając przed policją pod wpływem płynu zmieniającego świadomość, wpadłem w poślizg i zakończyłem swój daremny rajd parkując w przydrożnej kapliczce. W tym miejscu chciałbym z góry przeprosić wszystkich tych, którym naraziłem się bezczeszcząc figurkę. Naprawdę mi przykro! Wniosek: nigdy nie podejmujcie tego typu wyzwań zimą, na letnich oponach. Stanowczo odradzam!
Jutro mają mnie przewieźć do aresztu śledczego, tam będę czekał na sprawę... Nie wiem czy to naiwność, czy zdolność pozytywnego myślenia, ale liczę po cichu na "zawiasy". Niebawem poinformuję Was o tym, jaka decyzja zapadła. Jeśli mi kibicujecie, trzymajcie proszę mocno kciuki – tak mocno, jak ja trzymam za Was – jeśli nie, to po prostu się wypchajcie!
Pomyślności