Dom jak więzienie, Kamienna twierdza, Ludzie codziennie Na siódme piętra Dźwigają serca. Odpoczywają I wyżej idą, I liczą stopnie. Stają przy oknie I na podwórze Patrzą samotnie: Dno uwięzione W kamiennej rurze Tunel stojący Sztorcem ku górze, Tunel przebity W żałobnym murze. Palą zapałki, Czytają kartki Na drzwiach przybite. Jeszcze nie tutaj! Niosą i niosą Schylone karki, Ręce wiszące, Serca walące, Zdyszane płuca.
Przynieśli serca, Przynieśli ręce, Stają przed drzwiami; Ciężko zdyszani Czytają z ulgą Znane nazwisko. A w piersi bulgot, Bulgot otchłani. (A w tej otchłani Zamknięte nisko Między murami Szare kolisko: Przyziemne, szczurze, Ciemne podwórze.) Już noc w łachmanach Na dachach siada, Ciemne gałgany Gnuśnie rozkłada. Idą do okien, Patrzą ku górze: Oto powoli Z niebios opada, Tunel zamyka Drugie podwórze.