[Verse 1: Słoń] Czwarta trzydzieści rano, miejski organizm się budzi By rozpocząć marsz robotów - tłumy bezimiennych ludzi Podążają do pracy, gdzie czas jest życia złodziejem Oni patrzą, ale nie widzą co się wokół nich dzieje To poranek żywych trupów, identyczny jak poprzedni Półgodzinne wiadomości pełne politycznych bredni Gdzie jedni drugich spychają z karierowych schodów A ten cały cyrk się kręci za pieniądze narodu Ciągnie się szary korowód, znowu budzik rano dzwoni Miliony ludzi wpadło w rytm codziennej monotonii Każdy za fortuną goni chociaż syf się nie zmienia Tu życie pisze scenariusz depcząc wszystkie marzenia Nowy bank w centrum miasta to nasz europejski pomnik A obok w bramie chleją, śpią i srają bezdomni Człowiek żyje jak niewolnik z ciężką kulą przy nodze Rzesza pierdolonych jap zdepcze wszystko na swej drodze Ty tego nie widzisz, bo mnie to szczerze przeraża Praca odciska swoje piętno na ludzkich twarzach Gówniana gaża, tu dla wielu życie jest przebrzydłe Brudne autobusy wypchane po brzegi bydłem To rzeczywistość zaciska się jak na szyi pętla Ponad połowa ludności topi żale w procentach Uważaj by nie stracić tempa, ta zasada jest prosta To jest marsz robotów, w którym się nie liczy jednostka [Hook] To jest marsz robotów, z którego nie ma odwrotu Zginiesz zdeptanym przez ślepców brnących do przodu To jest marsz robotów, nie umieją sami myśleć Są trybami machiny w światowym przemyśle [Verse 2: Bubel] Sami myśleć nie umieją, żyją nadzieją bez wiary Śnią żeby obudzić systemu ofiary Czary mary, totolotki, podatki akcyzy, prowizje
System jest mistrzem we wpierdalaniu na mieliznę Białas te biznes ist biznes Ktoś robi hajs na tym że dostajesz w pizdę Ktoś idzie na łatwiznę, a Ty się przyzwyczaj Że jak chcesz coś od życia musisz mu to wyrwać Wstyd się przyznać musisz być egoista Bo jak masz nie być jak zarabiasz tysiąc trzysta Żona tysiąc, a połowa idzie z tego na opłaty co miesiąc I jak tu kurwa żyć nie grzesząc Wiesz, jak jest jak ściga windykacja A Ty piąty rok tylko marzysz o wakacjach Tylko praca i praca, monotonia pierdolona Tylko tyrać i tyrać, hola ... konać [Hook] Oni patrzą, ale nie widzą Słuchają, ale nie słyszą Oni mówią, ale nic z tego nie wynika To roboty, których życiem jest bezduszna mechanika [Verse 3: Słoń] Zapierdalasz 6 dni w tygodniu w trzy zmianowym trybie Trudno złapać oddech, jak wyciągniętej z wody rybie Jesteś numerem na nipie o imieniu zapomnij Ludzie żyją w tym systemie, jakby byli nieprzytomni Weź głęboki oddech, otwórz oczy i zobacz z bliska Te niespełnione tłumy na gównianych stanowiskach Fabryki jak mrowiska, pracownicy bez imion Oni żywią się zatrutym mlekiem systemowych wymiąt To nie kino ani tanie gadki rodem z hollywood, Tanie wino, nastoletnie matki, wszechobecny brud Gdzie trud włożony w pracę, nie odzwierciedla pensja A cały Twój potencjał zgaśnie w wiecznych pretensjach Propagandowy tłok napędza systemowe tryby Pozbawione własnej tożsamości ludzkie hybrydy, Skuci w dyby, niewolnicy za korporacyjną kratą Wegetują podłączeni pod rządowy respirator [Hook]