Deszcz napierdalał mi na twarz, gdy wracałem z najby
Jak zawsze odpaliłem szluga pod zakładem karnym
Nie wiem, wtedy myślałem chyba już o prawie jazdy
Gdy spotkałem kumpla, co go zna tu prawie każdy, kumasz?
Było ich czterech, deszcz padał na osiedlu wtedy
P poszukiwaniu dymu znane na osiedlu sceny
W poszukiwaniu dymu, ale nie awantur
Bo żaden z nich to nie typ, który nie miał karku
Zaprzyjaźniony diler sypał im po kosztach
I to wiesz taki digit prąd przepływał im po kościach
I siema, piątka i tam nie znam Cię ziomek
I stanęli gdzieś w parku by to zmieszać z tytoniem
I ten park to wiesz obok któryś mieszkał przy szkole
W tym momencie przerwał na "ja pierdolę"
A tam oni stali dalej, mieli jedną bletkę
Ugadani, trochę tutaj, w domu pewnie jebną więcej
Ale stop i wszystko dzieje się wolniej
To ten czas kiedy wiesz, życie jebie się w moment
I zgadnij kto stał za nimi z czterech zrobiło się sześciu
W ten sposób donos pada na osiedlu
Rano obudził go kogut, pod klatką walenie w drzwi
Zdążył się pożegnać z matką, choć sam nie wie czy to nie jest film
Matce będzie pewnie wstyd
A to wszystko przez ten jeden deal
Tego samego dnia po osiedlu poszły nowe wieści
Z ręki do ręki, tam gdzie obślinione bletki
I każdy wiedział co z nim i kto za tym stoi, wiesz
Kto zna tych gnoi da cynk, zacznij zbroić się
Deszcz padał jak tamtego dnia tak samo
Jeden z czwórki wyszedł z klatki, coś myśląc tak stanął
Nie pasowało coś i słusznie bo zaraz
Zza winkla wyszła zgraja łamać kurwie kolana
Parę godzin później obok parku, tam gdzie
Sprzedali go na psiarnię kolejny pastuch miał stres
Przeklinał, przepraszał
Zapomnij o nim, dzisiaj nie warto tam wracać już
Szli we dwóch na boisku wypić browar
Nikt nie mówił o tym nic choć te same myśli w głowach
Nikt nie widział ich już od tego momentu
W ten sposób wyrok pada na osiedlu