[Verse 1: Bonson]
Nastał zmrok, on zarzucił ciemny płaszcz na siebie
Dzieci płacz, Szczecin spał, setki gwiazd na niebie
Wyznaczały drogę do miejsca śmierci
Wiedział, że idzie donikąd ale jednak się spieszył
W kieszeni nóż, jego najlepszy przyjaciel
Współwinny morderstw ofiar z poderżniętym gardłem
Księżyc odbijał się w jego ostrzu
Kiedy on poczuł impuls aby dojść do głosu
Przechodziła obok tuż po drugiej stronie jezdni
Strach, w jej oczach ciemno, puls w jej skronie tętni
Dziś utonie we krwi, życie ciągle męczy
On, on, on da jej koniec męki
Obserwuje ją uważnie ona czuje wzrok na plecach
Nagle zaczyna uciekać chociaż już jest w jego sieciach
Popatrz, jego pierwsze cięcia rozrywają bluzkę
Ona krzyczy wie, że może się pożegnać z jutrem
Dwadzieścia jeden lat może, studentka etnologii
Piękne nogi, szybkie tętno, nagle tępo zwolnił
Delektował się tą chwilą, ciął, wbijał nóż w serce
Ból bezkres, a teraz ty w pacierz złóż ręce
[Hook]
To moje życie......
Przede mną nie było takich i nie będzie po mnie....
Prostą drogą idę....
To nie rusza nawet, więc słuchaj dalej
[Verse 2: Bonson]
Unosił się ponad blokami, jednak twardo stał na ziemi
Mówił im często tylko zimna stal nas dzieli
Diabła kielich z którego pił nektar
Nastał dzień gdy on poczuł, że żyć przestał
Mówił: zastanawiasz się jaki ma sens życie?
Więc chodź ze mną, pij ze mną, za swoją śmierć typie
Z dniem gdy te słowa trafią cię jak pięść w potylice
Zaczniesz doceniać po tym życie, popij typie
Był blisko, nawet bliżej niż myślisz
Żył szybko i chciał umrzeć szybciej niż żył
I pił z nim, chociaż nienawidził ludzi
Miał problem ze sobą, nie krył go, często mówił:
Masz prawo i głos by zmieniać prawo i los
Więc masz problem bo ja mam to prawo i broń
Mój życiorys spisany krwią i cierpieniem ofiar
Drżeniem Boga zapal znicz na ich grobach
Lubił pić na ich grobach, być na ich grobach
Zawsze mawiał: nie zabijesz czegoś co już dawno jest martwe