[Verse 1: Bonson]
Żył, żył, żył, żył jak we śnie jak w koszmarze żył wciąż, bo
W tym świecie przemoc była codziennością
Co dzień z prośbą żeby go ogień dotknął
Bo w tym świecie przemoc była koniecznością
Urodził się od razu trafił do piekła
Diabeł wiedział, że to jego następca
Wiesz, to jego napędza
Krew, morderstwa na rękach, pętla na zdjęciach
Dzieciak, w jego oczach widać strach,smutek
W jego oknach słychać płacz i tą nutę
W jego krokach, kurwa
Czuł, że to wszystko razem nie współgra
Czuł się źle, w szkole, w domu, na ulicy
Znowu czuł, że nic się nie liczy
Ludzie zastygli kiedy puściły mu nerwy w szkole
Przecież wiesz co zrobił wtedy w szkole
Szukali go, on szukał samego siebie przecież
Zamiast siebie znalazł ją i był pewien że te
Oczy pokażą mu drogę
Oddadzą mu to co jest przecież tak upragnione
Jednak nie wytrzymał i często myślał
że to wszystko to fikcja
Wiedział, że zostało mu nie wiele czasu jeszcze
Coraz mniej czasu, myśli coraz więcej
Czuł, że jest z nim coś nie tak po tych minutach w kościele
Już więcej tutaj nie wejdzie, noc
Biurko, północ, ciemny pokój wciąż
W kółko truł go lęk, niepokój
Sięgał po broń napisał list wsadził lufę do ust
Obudził się z krzykiem obok ona spała jak zawsze
A właśnie, wstawał świt nad miastem
[Outro]
Ohh to tylko sen tylko śniło się to
Ohh to tylko sen wiesz tylko śniło się to