[Verse 1: Bonson]
Od pierwszych kaset po pierwsze wersy
Kiedy tłum wyśmiał moje linie
Od grania za flachę do pierwszej tremy
Kiedy tłum krzyknął moje imię
I wtedy myślałem że sen się spełnił
I chyba że nie ma już drogi powrotnej
Musiałem sam pojąć że jestem pewny
I teraz czas zacząć to robić porządnie
Mam 23 lata i spoko
I znajomi mówią, że chcieliby też tak
Doszedłem podobno wysoko
A znajomym mówię, że chciałbym się przespać
Myślą chyba, że życie mam z bajki
Najby, hajs w kopertach
A ja chyba chciałbym zabrać zabawki
Lub chociaż przez chwile pogadać od serca
[Verse 2: Bonson]
Znowu patrzę na nie swój sufit
Ale tym razem spałem sam
Znowu będzie ciężko na wieczór wrócić
Ogarnąć to puste mieszkanie
Świat który chyba wybrałem świadomie
Gdy pierwsze wersy wyplułem na beton
Wtedy kiedy jeszcze myślałem jak żołnierz
Nie wiedziałem, ze marzenia się spełnią
Parę stów wita portfel
Wyjeżdżam co weekend i wracam co weekend
I mówią, że mi tak dobrze
Wyjeżdżam pokrzyczeć, jak wracam to milczę
I w pustym pokoju mówię sobie, że to nerwy
Które zresztą odejdą z czasem
I kiedy już myślę, ze jestem niepotrzebny pojawiasz się ty
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
[Verse 3: Bonson]
Czuję się dziwnie i czasem nieswojo
Gdy podpisze płytę lub zrobimy zdjęcie
To miłe jest tylko, ze czasem mnie biorą
Za kogoś kim chyba ja nigdy nie będę
I znów to samo mieszkanie
Bagaże rzucę gdziekolwiek
I znowu nic się nie stanie
I bywa, ze tylko tak czuję się dobrze
Chciałem tego mocno tak
Że chyba bym mógł sprzedać duszę lub zginąć
Chciałem móc dotknąć gwiazd
I sam nie wiem kiedy to się zmieniło
Bo niby marzenia mam w garści
Wciąż przed siebie mam iść – zapomnij
Bo chyba zdążyłem zatracić
Cząstkę siebie za kilka drobnych
[Verse 4: Bonson]
Mama chyba jest dumna ze mnie
Choć mówi ze pora już zmienić temat
Bo ile można nawijac o ścierwie
I o tym, ze wciąż się nie mogę pozbierać
I chyba oddałem zbyt wiele
Gdy oddałem swoje uczucia dla fanów
I jak mam być szczery to fajnie mi nie jest
Gdy depczesz po moich uczuciach w tramwaju
Taka jest cena ponoć
I płacę ją za marzenia codziennie
Taka jest cena ponoć
Bo nie bałem się – zamiast czekać pobiegłem
I w pustym pokoju mówię sobie, ze to nerwy
Które zresztą odejdą z czasem
I kiedy już myślę, ze jestem niepotrzebny pojawiasz się ty
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę
I wiem co stracę jak przerwę [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]