Abel (PL) - Atlantyda lyrics

Published

0 256 0

Abel (PL) - Atlantyda lyrics

[Verse 1: Abel] Chłopaki nie płaczą, gdy płacą za błędy Chcą mnie przygasić. Wracam...nawet nie wiem którędy Robię to bez przerwy, bez pauzy Tobie puszczają nerwy, krzyczysz, jakbyś był z Austrii Mamy duszę, choć najchętniej zrobilibyśmy Holocaust im Skoro szczyt ambicji, to się naćpać i nachlać, to ciekawa zabawa - To relacja Kaina i Abla... Każdy dzień zbliża mnie do śmierci. Nie chcę już więcej marnować czasu! Wiem – przecież nie jestem święty. Ugryź się w język! Krew – i nie wiem sam, czy to ból, czy to tylko kolor... Papierowy świat, a wszystko i tak leży gdzieś poza naszą kontrolą Dwie wieże, samolot... Wierzę w to, czego nie możemy wchłonąć, zniszczyć Szerokie horyzonty, chcę widzieć więcej niż tylko mój dystrykt... Wchodzę w to, daleko hen na horyzoncie ocean. Jestem Robinson Crusoe Dryfuję tratwą, wybieram. Wybierasz. Wiesz, że dróg na skróty nie ma... I budujemy być może lepszy świat, ale tylko tym co robimy teraz [Hook: Abel] x2 Moja Atlantyda...Moja Mekka Czasem nie wiem, gdzie idę Zbyt kręta jest ta ścieżka Jednak wiem, że coś się zmieni Bo po to stąpam po tej Ziemi [Verse 2: Abel] Chłopaki nie płaczą, gdy płacą za błędy Niosę bagaże, ten album jest ambalażem mojej wycieczki Trzymam granaty bez zawleczki, ku pamięci moich ludzi Zapalam świeczki, żeby zaraz potem głupocie w skroń strzelać confetti Na chwilę zapomnij o celu przyziemnym, bo bardzo łatwo się zapętlić Robiąc wszystko dla pieniędzy... Robiąc wszystko dla pieniędzy A mój byt jest bardziej z tych transcendentnych I zbieram emocje, potem zieję ogniem mojej kolekcji My, do miana piromanów pretendenci Żeby nie było potem pomówień, w ogóle nie znaczy to, że nie lubię złotówek Na moje osiedle chcę wjechać SUVem i nie wiem czemu wymagania są za duże Wzburzone ambicje leżą pod gruzem, a na zewnątrz znów zakwita ogródek Wchłaniamy energię, ale ciągle czerpiemy ją z tych samych źródeł Osiedla – tu nie znajdziesz komnaty z bursztynu... Raczej kredyty i raty, ale to nie znaczy, że masz iść do tyłu Szukam wyjścia. Ewakuacja. Panika nie da Ci i tak zielonego światła Więc wdech. Wydech. Odwyk Nie wiem jak Ty, ja chcę być wolnym [Hook: Abel and Edyta Kręgiel] [Verse 3: Abel] Astygmatyzm – widzę nieostro Piramidy – ich wierzchołki tną nieboskłon Od Słońca trzecia planeta i energia, o której wiedział Tesla Ona jest w nas [Verse 4: Abel] Joł, jestem Abel ze Smagalaz, chyba znasz mnie? Jeden z niewielu tu raperów, który ma wyobraźnię Ja idę do celu, a uwierz – to nie jest łatwe Gubię frajerów. Traktuję to na poważnie Nowa jakość, nowe alter ego Nie ulegam trendom, tej, nie dotykaj trędowatego Ups! Miałem na myśli trendsettera Więc wrzuć na luz, lub polub nas od teraz POW! Bariera każda pęka Niebo to granica, chociaż jestem bliżej piekła Raj na Ziemi. Nie kłam. Idź po szczeblach wyżej Bieg na szybkość? A co ja kurwa jestem wyżeł? Abel! Wyrzekam się zła. Mam Was w dupie! I tak kiedyś sobie wszystko kupię! Po co? Nie wiem. Wiem, że będzie super Póki co, MTV Cribs – choć pokażę Ci chałupę No więc – rap moim domem Robię numery, by nie sypiać na kartonie Abel – Twój brat, mój przydomek Sunę po szosie – Opel, Fiat, Polonez A gdybym miał być królem, to tylko Salomonem Ty z bólem przełykasz szmat pokorę Ktoś kroi słowa, ja robię ciach toporem Poręczy za mnie niejeden gracz na scenie Staż. Styl. Smak. Wychowało mnie podziemie Lata lecą. To nie działa wstecz Chodzę w Nike'ach. Niestety losu kowal to nie szewc Szept zza pleców tylko rzuca cień na nas Żyjemy z dnia na dzień. Mój dom. Mój rap. Enklawa Raperzy kolekcjonują kit Chłopcy z placu broni. Kto ich obroni? Nikt! Teatr. Siedzę tu jako widz Na razie musisz wyjść, właśnie zamykam drzwi [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]