A.J.K.S. - Wymazany lyrics

Published

0 251 0

A.J.K.S. - Wymazany lyrics

Tak, jestem pustym, zgorzkniałym skurwysynem Debilem przeżartym zawiścią i znam tego przyczynę Przez zwykłą zazdrość spowodowaną tym, co mnie otacza Gniew kręgi zatacza szerokie jak kościelna taca Widzę ludzi, każdy nudzi, bo zrozumieć się nie trudzi Wypełzają robaki nawet z najpiękniejszej buzi Niech ktoś mnie obudzi i pierdolnie mnie czymś mocno w łeb Uwolni mnie z piekła, sprawi bym szybko zdechł! Bo krew w moich żyłach przemieniła się w jad Pluje jadem na ten świat, z systemem nigdy za pan brat To fakt, że nie rozumiem tego co się tutaj dzieje Już straciłem nadzieje, a Bóg z góry się śmieje Dzieje przez dwadzieścia parę lat jak Nowy Testament Nadstawiam drugi policzek, wierzysz ? Krzyknij amen! Nie bylem chamem, ześcierwiła mnie rzeczywistość Spojrzyj, kurwa, przez okno, czy aby pasuje wszystko do siebie? Czy nie czujesz, że żyjesz w jebanym chlewie Sodoma i Gomora, a nie przecudowny Eden Głównych grzechów siedem sprzedawanych jako nowoczesność Jestem zawistnym skurwielem i sram na to kurestwo 5.02 przekleństwo, wykupione męstwo z prenumeratą gentlemana Dla mnie jesteście klęską Znajdującą oparcie w ekstremalnym szowinizmie Pierdolę modnych panów, bo mam w pamięci bliznę Pierdole jebane szczęśliwe zakończenia Nie masz nic do powiedzenia, stul ryj i do widzenia! Chcesz ze mną pogadać ? A przebijesz te schematy ? Chcesz ze mną pogadać ? Z takim jakim byłem przed laty ? Chcesz ze mną pogadać ? No to otwórz swoją głowę Bo zaleje cię słowem, po to otwory gębowe Chcesz ze mną pogadać ? To zdejmij swoja maskę Opowiem ci historię po której nie zaśniesz! [REF.] Jebać ten świat, naprawić się już go nie da Nie jestem mizantropem, po prostu widzę jaka bieda Wiję gniazdo w mózgach, repliki społeczeństwa I na nic te groźby, i na nic przekleństwa I na nic próby ratowania czegokolwiek Pozwól opaść mi na bruk z szóstego piętra swobodnie I wyłącz strach, i instynkt samozachowawczy Emocjonalny gniot się przed rzeczywistością płaszczy, co ? [II.] Jak duch przemierzam świat w poszukiwaniu żywiciela Zwykły pasożyt toksyczny tak, że licznik Geigera Nie wyrabia, cholera, co się ze mną porobiło ? To, co w koszmarach się śniło, w codzienność się przemieniło Dzień za dniem taki sam, lecz to nie powód do rozważań Delikatnej szydery, zamierzam wszystkich obrażać I obnażać patologie, atakujące moją głowę Czy to ja jestem chory, czy pokonałem chorobę? Nie pasuje do świata, bo czasem jeszcze w niego wierzę Nie żrę wszystkiego bezmyślnie, staram się mówić szczerze Otoczony egocentryczną bandą klonów z klonu Wierzę, że pośród milionów mieszkań i tysięcy domów Jesteś Ty, jedna osoba, co potrafi myśleć Jednostka, która mnie zrozumie, wiesz, tak mówiąc ściślej Ale z każdym dniem nadzieja staje się bardziej zgnita Umiera do krzyża przybita, w moim świecie witaj Związków chemicznych i farmakologicznego snu Tak będę się truł, czuł myśli złamane na pół Noc pierwsza trzydzieści, to w głowie się nie mieści Jak bardzo mocno chciałbym komuś moje życie streścić A może i oddać, a bierz to w cholerę! Jestem antytezą sknery, bo emocjami się dzielę A może to po prostu zwykły ekshibicjonizm Egocentrycznie chcę utopić cię w moich myśli toni Gdzie ta przeciwwaga dla piekła, które muszę znieść Dlaczego łzy pokryły ciągle, zaciśniętą pięść? Rozpierdolona każda więź Łącząca mnie z zewnętrznym światem Żyję we własnej skorupie, będąc sam dla siebie katem Wariatem czy ofiara, tak wiele się pozmieniało Kiedy patrzę w lustro widzę wyschnięte na wiór ciało A tobie ciągle mało, próbujesz znaleźć treść? To zajrzyj w swoja głowę, może wychwycisz sens! [REF.] Jebać ten świat, naprawić się już go nie da Nie jestem mizantropem, po prostu widzę jaka bieda Wiję gniazdo w mózgach, repliki społeczeństwa I na nic te groźby, i na nic przekleństwa I na nic próby ratowania czegokolwiek Pozwól opaść mi na bruk z szóstego piętra swobodnie I wyłącz strach, i instynkt samozachowawczy Emocjonalny gniot się przed rzeczywistością płaszczy, co?