303 - A Verbis Ad Verba lyrics

Published

0 265 0

303 - A Verbis Ad Verba lyrics

Załóżmy, że śmierci jednak nie ma Przechodzisz tylko w inny stan skupienia Ziemia zjada ciała, cała spowita we wspomnieniach Co jest czym, zakuta pała, nic nie świta mi o duszy Każdy z nas jest energią, która kiedyś w podróż ruszy Na pewno! Więc powiedz mi, czego tutaj żałować? Tak, serio wiem, człowiek, że często bolą słowa Równie mocno jak obita, sina morda od poglądów Wywrócona psychika przez wyznawców samosądu Ostracyzm - bo wygląd, profesja - bo kasa Majaczy mi pajac, że trzeba wybaczać Na tacy podane rozwiązanie bez prospektu Szybko kończy zabawę bezwzględne 9 milimetrów Strzelaj do śmieci albo bij mocno w głowę Niech krew z ust ci leci, słyszałem, że zdrowe Już dla dzieci jest okazywanie emocji Bo co cię nie zabiję, to podobno cię wzmocni! Odpocznij przy lekturze ich krwawiących gardeł Nie ma nieba i piekła, ta przestrzeń poszła na handel Ktoś oddał bilety, bo nie chce już tego oglądać No i kurwa niestety - świata nikt nie posprząta Pamiętasz? Nie istnieje, po prostu się przeprowadzasz Nie wiem czy w lepsze miejsce, ale chyba nie przesadzam Że trudno o większe gówno niż nim jest nasz wymiar Gdzie z każdym wschodem słońca od nowa się zaczyna Gorąca jak ogień, chora walka o przetrwanie Finanse, wrogowie, pale, a na nie Nabite marzenia, torturowane zazdrością Jedni mają spokój w sercach, a inni się ciągle złoszczą Na siebie nawzajem, językiem pękających mebli No a jak w przełyk przywalę, to poczuję odpowiedni Rodzaj ulgi i nie widzę racjonalnych powodów By tu zostać. Nadzieja? Strąciłem ją ze schodów! [II.] A jeśli śmierć istnieje, to może nawet lepiej! Zwyczajnie zasypiasz, a kurwa, szerokim echem Się odbija wizytówka zamkniętej rodziny Wspólnoty nieważne, no bo na ogół skurwysyny Otaczają świadomość. Powiedz, o kim teraz myślisz? Czy kochasz swoich bliskich, co są tak zawistni? Uśmiechy, uściski, spocone łapy Podkładanie świń - familie dobrze znają się na tym Tak! A w sklepie stoi pani z kredytami Weź się wpierdol na dekadę, nawet jak to wszystko dla nich To nie przekonasz za nic, że to ty masz przejebane Trzeba było myśleć wcześniej. Zamknij mordę tumanie! Co pod presją się wpierdala jak komentarz na Onecie Następna pusta lala najmądrzejsza na tym świecie Ekspert zawsze pogania, ja jebie, trzeba mieć tupet Poczekaj aż na chama też cię wyruchają w dupę! Szczytem rudy ksiądz, kurwa, weź wypierdalaj! Bełkot jak u tej Richardson, jebana, podstarzała Głupia szmata. Że co? Europa da się lubić? Pierdolony labirynt, w którym co drugi pogubił Swoją ścieżkę, nadrabia teraz zaległości nosem Mamo, daj na kreskę, kurwo! No ja cię proszę Boże, co za bezsens. Zawsze można jej zajebać Nieważne czy z torebki, czy w gębę, czy sprzedać Pamiątki rodzinne, zresztą kogo to obchodzi? Tu dziewięciu na dziesięciu nie chciało się urodzić Nie lubisz swojej mordy, nie lubisz swojej pracy Sytuacja się zagęszcza i w końcu zobaczysz Do czego to zmierza, że lepiej jest na zawsze zasnąć Bo życie uderza, kiedy robi się jasno Na planecie jest za gęsto - dobra koniec tanich bzdur Chcesz by w końcu światło zgasło, weź przygotuj gruby sznur!