101 Decybeli - Echo - Recenzja lyrics

Published

0 260 0

101 Decybeli - Echo - Recenzja lyrics

Praca producenta, w naszym kraju to naprawdę ciężki kawałek chleba, zwłaszcza, kiedy zabierasz się za własny projekt, w którym starasz się zebrać śmietankę rapową Polski. Wiadomo, terminy gonią, a przecież własne sprawy są nadrzędne nad tymi, które zlecił Ci gość, który trzy lata temu sprzedał Ci bit na Twoją solówkę po wcale nieokazyjnej cenie. Co prawda ironizuję, bo tak naprawdę nie mam pojęcia co sprawiło, że musieliśmy czekać aż trzy lata, pomiędzy pojawieniem się pierwszego singla a finalną wersją płyty 101 Decybeli. Faktem jest jednak to, że czasy wstępnej promocji krążka doskonale pamięta B.A.K.U., na którego to wówczas nie zstąpił jeszcze zbawienny duch Tau i nie został przechrzczony na Anatoma. To obrazuje naprawdę wiele. Patrząc na listę gości, aż roi się od znakomitych graczy – Bonson, Pyskaty, Oxon, Solar, Białas, VNM, Kuba Knap, Deys… Można by wymieniać bez końca, jednakże faktem jest to, że nie każdy z producentów może pozwolić sobie na zebranie tak znakomitej śmietanki polskiego mainstramu. Czy płyta obroniła się muzycznie? Zdecydowanie. To co podoba mi się w albumach, za które odpowiada jeden producent, to ich względna spójność pod względem muzycznym. 101 Decybeli nie kombinował i postawił na proste, melodyjne brzmienia z których większość kojarzy jego twórczość. Kto wypadł na nich najlepiej? Zdecydowanie reprezentanci SB Maffiji. Solar, Białas, Bonson (choć tu plus stawiam przy solowym tracku) i - ku mojemu zaskoczeniu - Bedoes, udowodnili, że nie bez kozery w tym momencie uważani są za najlepszą grupę rapową w kraju. Swoją drogą „Nowe stare pokolenie” to chyba najlepszy track na płycie. Bedo, Deobson, Danny – czapki z głów. Cieszy również progres B.R.O, który po swoistej infamii, wydaje się wracać na właściwe tory, czym bez wątpienia systematycznie zgarnia sympatię słuchaczy. Na wyróżnienia zasługują również Pyskaty, Rahim oraz Oxon, którzy wśród mocno nieudanych numerów z większą ilością gości, wybili się ponad muł przeciętności, prezentując poziom do którego zwykli nas przyzwyczajać. Jak zawsze na każdym albumie warto by wskazać słabsze momenty. Tak jak już wspominałem, w większości mocno nieudane są tracki z większą ilością gości. Od zawsze byłem przeciwny łączeniu raperów, którzy nie do końca mają do przekazania treści podobnego rodzaju, na jednym bicie. Jeżeli już mówimy o treści, dość zabawnie prezentuje się track Komila – „Może”. Pewnego rodzaju lovesong, zupełnie nie współgra z dotychczasową twórczością rapera i mimo tego, że słucha się go całkiem przyjemnie, to pozostawia po sobie w moim odczuciu komediowy posmak. A i zapomniałbym – B.A.K.U.. Może faktycznie zostań przy nagrywaniu religijnych pieśni, bo nie wróżę, aby Twój „California Dreamin” kiedyś się spełnił. Płytę wciąż możesz zamówić na UrbanCity Odsłuch znajdziesz na oficjalnym kan*le UrbanRec A teksty z albumu, znajdziesz oczywiście na Genius.com